- Aaa! Fabregas złapał blokadę umysłu, zgubił hasło i mózg
mu się zablokował, a ja mam jego żelki! – z korytarza dobiegł mnie bliżej
niezidentyfikowany głos, jednak kiedy tylko uchyliłam drzwi swojego hotelowego
pokoju dostrzegłam uciekającego Pique z paczką żelek w dłoni i goniącego go
Fabregasa, który energicznie wymachiwał rękami.
- No weź mi je oddaj, no, ja chcę moje żelko-misie! –
zapiszczał, robiąc minę a la kota ze Shreka. – Jane, weź mu coś powiedź… -
miauknął błagalnie.
- Mazgaj!
- Mam fajny filmik, właśnie ściągnąłem przed chwilą, ale ci
nie pokaże, kutasie!- krzyknął wspaniałomyślnie.
- Ceesc, może jednak się dogadamy, co? – podrapał się z
dezaprobatą po głowie.
- Widzę, że nie muszę niczego dodawać, ani niczego ujmować –
pokręciłam tylko głową z politowaniem i zatrzasnęłam drzwi.
Ja naprawdę
jestem tolerancyjną osobą. Nie jestem rasistką. Stoleruję wszystko, naprawdę
wszystko. Związki homoseksualne, brak intelektu, głupotę, nawet osobę Cristiano
Ronaldo, ale szerzącego się debilizmu hiszpańskich piłkarzy już nie jestem w
stanie. Czasami zastanawiam się, czy oni naprawdę urodzili się takimi bezmózgimi,
czy tylko robią z siebie takich idiotów, a jeśli ta, to po co? Ogrom ich ‘intelektu’
jest dla mnie wręcz czymś przytłaczającym. Dwaj dorośli faceci, ganiający się
po hotelowym korytarzu za sprawą jednej, głupiej paczki żelek. To jest
normalne? Według mnie zdecydowanie nie. Nie jestem w stanie przewidzieć, co
przyjdzie im do głowy za kilkanaście minut przykładowo, nikt nie jest. Współczuję
sobie, ale jeszcze bardziej del Bosque. Trenerze, jest pan wielki, szacunek dla
Pana.
~~~~
Nie miałam
za dużo czasu dla siebie, w końcu nie przyjechałam tutaj, ażeby leżeć
bezczynnie i wegetować w bądź, co bądź, w bardzo wygodnym hotelowym łóżku, w którym spokojnie zmieściłyby się przynajmniej
trzy osoby. Machnęłam ręką na to wszystko i szybko udałam się po prysznic,
gdzie zmyłam z siebie resztki zmęczenia i trudu podróży. Włożyłam na siebie
krótkie szorty i luźny top w jasnych kolorach, gdyż nasze urocze słoneczko przygrzewało
dzisiaj niemiłosiernie. Swoją drogą nie zazdrościłam piłkarzom treningu w
takich warunkach atmosferycznych, ale nic im się nie stanie, a porządny wycisk
fizyczny im się przyda. Włosy związałam w koński ogon i byłam gotowa do
wyjścia. W końcu to tylko trening, więc absolutnie nie miałam zamiaru stroić
się na niego, jak na rewię mody, co to, to nie. Po drodze zahaczyłam jeszcze o
pokój Ikera, ale mój braciszek miał tego dnia dobry refleks, bo już go tam nie
zastałam. W holu spotkałam trenera, z którym to pokonałam bardzo krótką drogę
od hotelu do boiska treningowego.
Pół godziny później
piłkarze rozpoczęli trening, bynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy dotarłam
na boisko zastałam głośną muzykę, zapewne puszczoną przez któregoś z piłkarzy
za pomocą odtwarzacza mp3 w telefonie. Ai se eu te pego, Michela Telo
rozbrzmiewało głośno w promieniu kilku metrów.
- No, panowie! Dance, Dance, tańczymy! – wrzasnął Ramos.
- No ale, że jak? – zmarszczył brwi Iniesta.
- Ustawmy się w szeregu! – błysnął Reina, na co pozostali
przystanęli ochoczo.
- Nossa, nossa… Assim voce me mata – zaczął nucić Torres.
- No czego ty chcesz ode mnie? – tupnął nogą Juan.
- No niczego? – wzruszył ramionami niewzruszony.
- No przecież śpiewasz… Mata – miauknął.
- Nie śpiewam o tobie, cioto. Taki jest tekst piosenki –
westchnął teatralnie.
- Jane, może się przyłączysz, co? – zawołał Iker, na co
pokręciłam tylko przecząco głową i przysiadłam na pobliskiej ławce.
- Aaa, czaję bazę! – wyszczerzył się szeroko, dołączając się
do niego, co nie było dobrym pomysłem, naprawdę, mówię to ja, Jane Watson.
- No to jeden, dwa, trzy, cztery! – zadyrygował zniecierpliwiony
Arbeola.
Jak jeden mąż
wszyscy zebrani na murawie boiska zaczęli tańczyć, co z boku wyglądało dość
śmiesznie. Szkoda tylko, że efekt nie wyglądał tak, jak mogłoby im się wydawać.
Grupowe, okrężne ruchy bioder nie wyszły im na dobre, w efekcie czego skończyło
się na tym, że Iker nabił siniaka Pedro, co wywołało wielką burzę wśród piłkarzy.
- Boli mnie, to przez ciebie! – dźgnął mojego brata palcem w
klatkę piersiową.
- Spadaj, kurduplu! – trzepnął go w ramię.
- Ej, ej, panowie, tak ma wyglądać trening?! – ryknął del
Bosque, wchodząc na boisko.
Piłkarze speszyli się nieco, spoglądając
niezrozumiałym dla mnie wzrokiem, jeden na drugiego.
- Już, piętnaście kółeczek i bez dyskusji! – rozkazał,
widząc nietęgie miny piłkarzy.
- Trenerze, co to jest harem, bo oni mi nie chcą powiedzieć!
– krzyknął Fernando.
- Na litość boską, Fernando, takie informacje nie są ci
potrzebne – wywrócił oczyma, siadając na ławce, obok mnie.
- Ja wiem, ja wiem, ja ci powiem! – odkrzyknął Pepe z
drugiej części boiska. – Bo harem to się robi jak… No, jak, jak… Jak se jest
jeden facet i kilka kobiet i one się nim tak jarają! – odparł z dumą.
- Czyli, że się ruchają, taki seks grupowy? – zacmokał piegowaty.
- No, no!
- To ja bym chciał spróbować takiego! – wyszczerzył się.
- I ja też!
- I ja!
- No i ja!
- A ja to niby co?
- Ja też!
- Też chcę seksu grupowego! – wrzasnął jeszcze Villa.
- Ty możesz przeruchać Patricię, więc to się nie liczy! –
odparł Pique.
- A ty walisz sobie swojego małego, oglądając filmiki porno
i to ci wystarczyć powinno, ty pedale! – odgryzł się.
- No chyba ty masz małego! – zmierzył go morderczym
wzrokiem.
- A wiecie co? – wtrącił się Busquets.
- No cooo?
- Jest taka teoria, co się tyczy rozmiarów… Jak masz duży
rozmiar buta, to masz dużego, jak mały to małego, proste – zachichotał niczym
sześcioletni chłopczyk.
- Torres, jaki masz rozmiar buta? – zawołał Ramos.
- 45!
- Jaasne, chciałby raczej mieć – zakpił Fabregas.
- Oczywiście, że mój jest duży, w porównaniu do twojego
nędznego 41 – prychnął pogardliwie, rozciągając się.
- Ja nie mam małego! – pisnął niemalże przerażonym głosem.
- A ja mam tez dużego! – ryknął Pique. Poruszając zabawnie
brwiami.
- To pokaż..
- No chyba cię popierdoliło, na takie widoki to trzeba sobie
zapracować. Poza tym to tylko dla płci pięknej – podparł dłonie na biodrach,
kręcąc głową.
Chyba nie muszę
relacjonować dalszego przebiegu treningu, który zaowocował w wiele ciekawych
informacji, którymi piłkarze wymieniali się nieustannie, co niezbyt mnie
interesowało. Naprawdę, publiczne rozpowszechnianie informacji odnośnie rozmiarów
swoich klejnotów to nie jest to, co przykuwa moją uwagę, zdecydowanie.
- Jane, czy ty w ogóle nosisz bieliznę? – usłyszałam
zadumany głos Torresa, idącego za mną.
- Nic ci do tego, Torres.
- No bo te spodenki są takie bardzo obcisłe, opinają twoje
pośladki i w ogóle, ale nie widać na nich linii majtek, a zawsze widać –
wyszczerzył się, poruszając brwiami.
- A nie pomyślałeś, że ona może nosi stringi? – skwitował Pique.
- No ale tak czy tak, byłoby widać! – zacmokał.
- Noszę bieliznę, Fernando, zapewniam cię – spojrzałam kątem
oka na napastnika.
- Taak? A mogę sprawdzić? – na jego twarzy pojawił się
niewinny uśmieszek, kiedy zrównał się ze mną krokiem.
- Chyba śnisz – popukałam go w czoło.
- O tobie to nawet dniami i nocami – ułożył usta w dzióbek.
- Bardzo mi miło, czuję się zaszczycona – jęknęłam rozbawiona
nieco całą tą sytuacją.
- Pokażesz mi? – zatrzepotał rzęsami.
- Zapomnij, kochaniutki.
Bez słowa
przerzucił mnie sobie przez ramię, bezczelnie kładąc dłoń na moim pośladku. Na nic
zdały się moje protesty, kiedy oburzona rzucałam w niego wiązanką niekonieczne
cenzuralnych słów. Cała droga do hotelu upłynęła mi właśnie w takiej
atmosferze. Czułam się niczym worek ziemniaków niesionych przez gospodarza.
- No puść mnie, Torres! – pisnęłam, kiedy dotarliśmy na moje
szczęście pod drzwi pokoju.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi, księżniczko –
posłusznie postawił mnie na podłodze.
- Ty.. ty! – dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.
- No co ja? – roześmiał się, przyglądając mi się z
rozbawieniem.
- Powinni cię wykastrować, ty bałwanie jeden, o! – zmrużyłam
oczy.
- Ja ciebie lubię jednak bardziej. To co, zaprosisz mnie do
środka? – złożył soczystego buziaka na moim policzku.
Rzuciłam tylko
krótkie ‘nie’ i chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju, by móc nacieszyć
się świętym spokojem, jednak zostałam niemalże brutalnie wepchnięta do środka,
słysząc głośne nawoływania, a raczej wrzaski Villi: ‘Torres, kutasie,
wykastruję cię!’
- Coś ty zmalował? – przyjrzałam mu się.
- Jaa? Nic takiego, ale nie wpuścisz go tu, prawda? - zatrzepotał rzęsami, przytulając się do
moich pleców.
Westchnęłam
teatralnie. Oni zawsze mieli w zwyczaju jakieś głupkowate żarty, więc nie
dziwiło mnie to, że i tym razem szykuje
się coś grubszego.
_____________________________________________
Drugi rozdział za nami. Mam nadzieję, że choć trochę przyprawił Was o napady śmiechu, jednak ja sama czytając go takiej pewności nie miałam. Dodaję dzisiaj, choć miałam zrobić to jutro. Tak dla poprawienia samopoczucia.
Pozdrawiam ;*.
Baaardzo dobrze, że dodałaś to dzisiaj, bo jest to przegenialne i znowu na mojej twarzy zawitał banan monsturalnych rozmiarów :) Serio bardzo mi się podobało.
OdpowiedzUsuńMasz na prawdę niesamowity talent, nie dość, że umiesz pisać komedię jak ta tutaj to jeszcze te inne poważniejsze blogi :)
wracając do treści. Hahahha rozmowa o rozmiarach i haremach mnie rozłożyła na łopatki. Torres serio pełni rolę tutaj takiego nieporadnego debilka. :P
No i to pytanie o bieliźnie i ciągnięcie Jane do pokoju jak worek ziemniaków. I jestem strasznie ciekawa co takiego nasz Fernando zrobił Villi.
Zapraszam na nowego bloga: www.love-the-way-you-play.blogspot.com
moim zdaniem jest jak najbardziej dobrze :-)
OdpowiedzUsuńxx
Ogromnie się cieszę, że dodałaś dzisiaj odcinek. Rozdział był genialny, a mnie dodatkowo rozbawił i to dosłownie.
OdpowiedzUsuńReprezentacja Hiszpanii wychodzi w twoim opowiadaniu tak jak ICH sobie zawsze wyobrażałam. Ich teksty są po prostu fenomenalne.
Tekst o rozmiarach wywołał u mnie paniczny śmiech. Oni są, a raczej chcą być uważani za debili, ale robią to w naprawdę uroczy sposób :D
Zastanawia mnie co takiego odpierdzielił Fernando, że Villa go ściga. Może mu żel podkradł lub co gorsza zużył w całości, o!
Czekam na nowy.
p.s. Zdrowiej, kochana :* Bez względu na to jak dziwne może wydawać się to zdanie.
Dobrze, że ja jestem dziewczyną, bo mam numer buta 36:) Co za rozmowy, panowie potrafią nieźle namieszać w głowie, jeśli się ich chwilę posłucha - biedna Jane, nie wiem, czy jej zazdrościć takiego towarzystwa, czy wręcz przeciwnie. Coś czuję, że ona potrafi sobie z nimi radzić, co widać po tym, jak olewa Torresa:)
OdpowiedzUsuńHaha ;d Mówiłam Ci już, że kocham tego bloga? Jak nie to teraz to zrobię, kocham go i jest genialny. Torres mnie rozwala na łopatki, akcja z bielizną najlepsza. Jestem ciekawa co on takiego zrobił Villi.
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie na 3 rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
Pozdrawiam ;*
bardzo ciekawy rozdział! widok tańczących Hiszpanów, ruszający swoimi perfekcyjnymi ciałkami w rytm piosenki to coś, co chciałabym zobaczyć na żywo! tylko pozazdrościć Jane! muszę przyznać, że piłkarze są mocno zboczeni! ich głównym tematem jest sex, a nie trening, czy piłka nożna. cóż! tacy już są ci faceci! czekam na kolejny! :D
OdpowiedzUsuńBoże oni zachowują się jak banda rozwrzeszczanych gimbusów. Ale i tak ich lubię :)
OdpowiedzUsuńPisz szybko następny!
Aha i na moim blogu u góry jest zakładka Spam, proszę o nowościach informuj mnie tam, bo pod rozdziałem linki do opowiadań mi giną w nawale czytania.
Pozdrawiam serdecznie :)
hahahaha, boski rozdział. Wielbię to opowiadanie. Jest takie inne... i te teksty. Pozazdrościć normalnie pomysłu na takie opowiadanie!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam! :*
Zapraszam na epilog na www.cor-do-arco-iris.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhhahahhaahah xd kocham to ! Tylko co on znów mógł narobić, że David się wkurzył ?? :D
OdpowiedzUsuńKocham te dzieci, bo przecież inaczej ich nazwać nie można :D
aha.xd nando, jest moim bogiem <3 villa kstrujący torresaaa..? ;D Ciekawe doświadczenie.;p
OdpowiedzUsuńPoprawiłaś mi humor tym rozdziałem. :)
OdpowiedzUsuńStwierdzam, że mężczyźni są gorsi niż kobiety, te ich przekomarzania... haha xD
Zastanawia mnie jedynie to, co mógł zrobić Toress, że Villa był wkurzony.
Czekam na kolejny! :D
Zostałaś nominowana do Liebster Award.
Więcej informacji na: so--cold.blogspot.com
Pozdrawiam! :)
Boże, ci Hiszpanie to naprawdę są duże dzieci.. Pogadanka i słowne przepychanki o definicji słowa "harem" oraz o rozmiarach tego i owego wywołała u mnie wybuch jak najbardziej szczerego, dobrodusznego śmiechu ;D
OdpowiedzUsuńNo, naprawdę, nie spodziewałam się, że tylko seks siedzi w głowie zespołowi La Roja! To znaczy, wiadomo - na treningach chyba nikt nie rozmawia o pogodzie, Nitschem i Kartezjuszu, ale, mimo to, sama propozycja podania dość niecenzuralnych tematów rozwaliła mnie dokumentnie. Tak że oklaski za świetny pomysł i fantastyczną jego realizację :D Podziwiam Jane i jej iście anielską cierpliwość. Ona naprawdę jest jak matka dzieciom. A del Bosque i jego legendarne opanowanie to już w ogóle mistrzostwo świata :D
My fav:
" - No czego ty chcesz ode mnie? – tupnął nogą Juan.
- No niczego? – wzruszył ramionami niewzruszony.
- No przecież śpiewasz… Mata – miauknął.
- Nie śpiewam o tobie, cioto. Taki jest tekst piosenki – westchnął teatralnie."
<3 <3
pozdrowienia! cmok! cmok! ;D
przybyłam, przeczytałam, zaśmiałam się tu i ówdzie, więc jest dobrze :) rzadko kiedy mam przyjemność czytać opowiadania o La Roji, ale chyba zmienię swoje preferencję, więc... spodziewaj się, że mogę być tutaj częściej :) już się nie mogę doczekać, co też piłkarze będą dalej odstawiać na zgrupowaniu. pozdrawiam! /poznanska-siesta.blogspot.com
OdpowiedzUsuńTo jest świetne! To jest po prostu świetne! Uwielbiam opowiadania przy których niemalże płaczę ze śmiechu, a Twoje do takich należy! :P
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mnie: http://this-complicated-life.blog.pl/
Pozdrawiam, asik :)
Genialne po prostu haha Bardzo bezpośrednie opko ;d lubię takie. Ale Nando i jego teksty wymiatają ;dd Pisz szybko następna ;dd i informuj mnie
OdpowiedzUsuńhttp://male-jest-wredne.blogspot.com
Dziewczyna ma z nimi przekichane. Niektórzy to spokojnie mogliby zamieszkać w szpitalu psychiatrycznym, pasowaliby tam jak ulał. Po prostu banda dzieciaków, jeden lepszy od drugiego. Ja naprawdę współczuje ich trenerowi, a ja myślałam, że oni mają więcej oleju w głowie, to się chyba pomyliłam i to bardzo :d
OdpowiedzUsuńA jeśli Nando czegoś nie wie, to niech wejdzie w wujka google lub ciocię wikipedię, ona go na pewno uświadomi :D
Naprawdę świetne opowiadanie, lubię takie z humorem, nutką przekleństw i innych bzdetów. Scena z klejnotami również ciekawa, chociaż rozmiary to tak mniej mnie zainteresowały : ) Pozdrawiam - > 444-days-in-hell.blogspot.com
OdpowiedzUsuń