sobota, 15 grudnia 2012

#2. Harem, trening i bielizna.


- Aaa! Fabregas złapał blokadę umysłu, zgubił hasło i mózg mu się zablokował, a ja mam jego żelki! – z korytarza dobiegł mnie bliżej niezidentyfikowany głos, jednak kiedy tylko uchyliłam drzwi swojego hotelowego pokoju dostrzegłam uciekającego Pique z paczką żelek w dłoni i goniącego go Fabregasa, który energicznie wymachiwał rękami.
- No weź mi je oddaj, no, ja chcę moje żelko-misie! – zapiszczał, robiąc minę a la kota ze Shreka. – Jane, weź mu coś powiedź… - miauknął błagalnie.
- Mazgaj!
- Mam fajny filmik, właśnie ściągnąłem przed chwilą, ale ci nie pokaże, kutasie!- krzyknął wspaniałomyślnie.
- Ceesc, może jednak się dogadamy, co? – podrapał się z dezaprobatą po głowie.
- Widzę, że nie muszę niczego dodawać, ani niczego ujmować – pokręciłam tylko głową z politowaniem i zatrzasnęłam drzwi.
     Ja naprawdę jestem tolerancyjną osobą. Nie jestem rasistką. Stoleruję wszystko, naprawdę wszystko. Związki homoseksualne, brak intelektu, głupotę, nawet osobę Cristiano Ronaldo, ale szerzącego się debilizmu hiszpańskich piłkarzy już nie jestem w stanie. Czasami zastanawiam się, czy oni naprawdę urodzili się takimi bezmózgimi, czy tylko robią z siebie takich idiotów, a jeśli ta, to po co? Ogrom ich ‘intelektu’ jest dla mnie wręcz czymś przytłaczającym. Dwaj dorośli faceci, ganiający się po hotelowym korytarzu za sprawą jednej, głupiej paczki żelek. To jest normalne? Według mnie zdecydowanie nie. Nie jestem w stanie przewidzieć, co przyjdzie im do głowy za kilkanaście minut przykładowo, nikt nie jest. Współczuję sobie, ale jeszcze bardziej del Bosque. Trenerze, jest pan wielki, szacunek dla Pana.

~~~~

      Nie miałam za dużo czasu dla siebie, w końcu nie przyjechałam tutaj, ażeby leżeć bezczynnie i wegetować w bądź, co bądź, w bardzo wygodnym hotelowym łóżku, w  którym spokojnie zmieściłyby się przynajmniej trzy osoby. Machnęłam ręką na to wszystko i szybko udałam się po prysznic, gdzie zmyłam z siebie resztki zmęczenia i trudu podróży. Włożyłam na siebie krótkie szorty i luźny top w jasnych kolorach, gdyż nasze urocze słoneczko przygrzewało dzisiaj niemiłosiernie. Swoją drogą nie zazdrościłam piłkarzom treningu w takich warunkach atmosferycznych, ale nic im się nie stanie, a porządny wycisk fizyczny im się przyda. Włosy związałam w koński ogon i byłam gotowa do wyjścia. W końcu to tylko trening, więc absolutnie nie miałam zamiaru stroić się na niego, jak na rewię mody, co to, to nie. Po drodze zahaczyłam jeszcze o pokój Ikera, ale mój braciszek miał tego dnia dobry refleks, bo już go tam nie zastałam. W holu spotkałam trenera, z którym to pokonałam bardzo krótką drogę od hotelu do boiska treningowego.
     Pół godziny później piłkarze rozpoczęli trening, bynajmniej tak mi się wydawało, bo kiedy dotarłam na boisko zastałam głośną muzykę, zapewne puszczoną przez któregoś z piłkarzy za pomocą odtwarzacza mp3 w telefonie. Ai se eu te pego, Michela Telo rozbrzmiewało głośno w promieniu kilku metrów.
- No, panowie! Dance, Dance, tańczymy! – wrzasnął Ramos.
- No ale, że jak? – zmarszczył brwi Iniesta.
- Ustawmy się w szeregu! – błysnął Reina, na co pozostali przystanęli ochoczo.
- Nossa, nossa… Assim voce me mata – zaczął nucić Torres.
- No czego ty chcesz ode mnie? – tupnął nogą Juan.
- No niczego? – wzruszył ramionami niewzruszony.
- No przecież śpiewasz… Mata – miauknął.
- Nie śpiewam o tobie, cioto. Taki jest tekst piosenki – westchnął teatralnie.
- Jane, może się przyłączysz, co? – zawołał Iker, na co pokręciłam tylko przecząco głową i przysiadłam na pobliskiej ławce.
- Aaa, czaję bazę! – wyszczerzył się szeroko, dołączając się do niego, co nie było dobrym pomysłem, naprawdę, mówię to ja, Jane Watson.
- No to jeden, dwa, trzy, cztery! – zadyrygował zniecierpliwiony Arbeola.
     Jak jeden mąż wszyscy zebrani na murawie boiska zaczęli tańczyć, co z boku wyglądało dość śmiesznie. Szkoda tylko, że efekt nie wyglądał tak, jak mogłoby im się wydawać. Grupowe, okrężne ruchy bioder nie wyszły im na dobre, w efekcie czego skończyło się na tym, że Iker nabił siniaka Pedro, co wywołało wielką burzę wśród piłkarzy.
- Boli mnie, to przez ciebie! – dźgnął mojego brata palcem w klatkę piersiową.
- Spadaj, kurduplu! – trzepnął go w ramię.
- Ej, ej, panowie, tak ma wyglądać trening?! – ryknął del Bosque, wchodząc na boisko.
     Piłkarze speszyli się nieco, spoglądając niezrozumiałym dla mnie wzrokiem, jeden na drugiego.
- Już, piętnaście kółeczek i bez dyskusji! – rozkazał, widząc nietęgie miny piłkarzy.
- Trenerze, co to jest harem, bo oni mi nie chcą powiedzieć! – krzyknął Fernando.
- Na litość boską, Fernando, takie informacje nie są ci potrzebne – wywrócił oczyma, siadając na ławce, obok mnie.
- Ja wiem, ja wiem, ja ci powiem! – odkrzyknął Pepe z drugiej części boiska. – Bo harem to się robi jak… No, jak, jak… Jak se jest jeden facet i kilka kobiet i one się nim tak jarają! – odparł z dumą.
- Czyli, że się ruchają, taki seks grupowy? – zacmokał piegowaty.
- No, no!
- To ja bym chciał spróbować takiego! – wyszczerzył się.
- I ja też!
- I ja!
- No i ja!
- A ja to niby co?
- Ja też!
- Też chcę seksu grupowego! – wrzasnął jeszcze Villa.
- Ty możesz przeruchać Patricię, więc to się nie liczy! – odparł Pique.
- A ty walisz sobie swojego małego, oglądając filmiki porno i to ci wystarczyć powinno, ty pedale! – odgryzł się.
- No chyba ty masz małego! – zmierzył go morderczym wzrokiem.
- A wiecie co? – wtrącił się Busquets.
- No cooo?
- Jest taka teoria, co się tyczy rozmiarów… Jak masz duży rozmiar buta, to masz dużego, jak mały to małego, proste – zachichotał niczym sześcioletni chłopczyk.
- Torres, jaki masz rozmiar buta? – zawołał Ramos.
- 45!
- Jaasne, chciałby raczej mieć – zakpił Fabregas.
- Oczywiście, że mój jest duży, w porównaniu do twojego nędznego 41 – prychnął pogardliwie, rozciągając się.
- Ja nie mam małego! – pisnął niemalże przerażonym głosem.
- A ja mam tez dużego! – ryknął Pique. Poruszając zabawnie brwiami.
- To pokaż..
- No chyba cię popierdoliło, na takie widoki to trzeba sobie zapracować. Poza tym to tylko dla płci pięknej – podparł dłonie na biodrach, kręcąc głową.
     Chyba nie muszę relacjonować dalszego przebiegu treningu, który zaowocował w wiele ciekawych informacji, którymi piłkarze wymieniali się nieustannie, co niezbyt mnie interesowało. Naprawdę, publiczne rozpowszechnianie informacji odnośnie rozmiarów swoich klejnotów to nie jest to, co przykuwa moją uwagę, zdecydowanie.

- Jane, czy ty w ogóle nosisz bieliznę? – usłyszałam zadumany głos Torresa, idącego za mną.
- Nic ci do tego, Torres.
- No bo te spodenki są takie bardzo obcisłe, opinają twoje pośladki i w ogóle, ale nie widać na nich linii majtek, a zawsze widać – wyszczerzył się, poruszając brwiami.
- A nie pomyślałeś, że ona może nosi stringi? – skwitował Pique.
- No ale tak czy tak, byłoby widać! – zacmokał.
- Noszę bieliznę, Fernando, zapewniam cię – spojrzałam kątem oka na napastnika.
- Taak? A mogę sprawdzić? – na jego twarzy pojawił się niewinny uśmieszek, kiedy zrównał się ze mną krokiem.
- Chyba śnisz – popukałam go w czoło.
- O tobie to nawet dniami i nocami – ułożył usta w dzióbek.
- Bardzo mi miło, czuję się zaszczycona – jęknęłam rozbawiona nieco całą tą sytuacją.
- Pokażesz mi? – zatrzepotał rzęsami.
- Zapomnij, kochaniutki.
    Bez słowa przerzucił mnie sobie przez ramię, bezczelnie kładąc dłoń na moim pośladku. Na nic zdały się moje protesty, kiedy oburzona rzucałam w niego wiązanką niekonieczne cenzuralnych słów. Cała droga do hotelu upłynęła mi właśnie w takiej atmosferze. Czułam się niczym worek ziemniaków niesionych przez gospodarza.
- No puść mnie, Torres! – pisnęłam, kiedy dotarliśmy na moje szczęście pod drzwi pokoju.
- Nie złość się, bo złość piękności szkodzi, księżniczko – posłusznie postawił mnie na podłodze.
- Ty.. ty! – dźgnęłam go palcem w klatkę piersiową.
- No co ja? – roześmiał się, przyglądając mi się z rozbawieniem.
- Powinni cię wykastrować, ty bałwanie jeden, o! – zmrużyłam oczy.
- Ja ciebie lubię jednak bardziej. To co, zaprosisz mnie do środka? – złożył soczystego buziaka na moim policzku.
     Rzuciłam tylko krótkie ‘nie’ i chciałam jak najszybciej znaleźć się w pokoju, by móc nacieszyć się świętym spokojem, jednak zostałam niemalże brutalnie wepchnięta do środka, słysząc głośne nawoływania, a raczej wrzaski Villi: ‘Torres, kutasie, wykastruję cię!’
- Coś ty zmalował? – przyjrzałam mu się.
- Jaa? Nic takiego, ale nie wpuścisz go tu, prawda?  - zatrzepotał rzęsami, przytulając się do moich pleców.
     Westchnęłam teatralnie. Oni zawsze mieli w zwyczaju jakieś głupkowate żarty, więc nie dziwiło mnie to, że i tym  razem szykuje się coś grubszego. 


_____________________________________________


Drugi rozdział za nami. Mam nadzieję, że choć trochę przyprawił Was o napady śmiechu, jednak ja sama czytając go takiej pewności nie miałam. Dodaję dzisiaj, choć miałam zrobić to jutro. Tak dla poprawienia samopoczucia.
Pozdrawiam ;*.

18 komentarzy:

  1. Baaardzo dobrze, że dodałaś to dzisiaj, bo jest to przegenialne i znowu na mojej twarzy zawitał banan monsturalnych rozmiarów :) Serio bardzo mi się podobało.
    Masz na prawdę niesamowity talent, nie dość, że umiesz pisać komedię jak ta tutaj to jeszcze te inne poważniejsze blogi :)

    wracając do treści. Hahahha rozmowa o rozmiarach i haremach mnie rozłożyła na łopatki. Torres serio pełni rolę tutaj takiego nieporadnego debilka. :P
    No i to pytanie o bieliźnie i ciągnięcie Jane do pokoju jak worek ziemniaków. I jestem strasznie ciekawa co takiego nasz Fernando zrobił Villi.


    Zapraszam na nowego bloga: www.love-the-way-you-play.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. moim zdaniem jest jak najbardziej dobrze :-)
    xx

    OdpowiedzUsuń
  3. Ogromnie się cieszę, że dodałaś dzisiaj odcinek. Rozdział był genialny, a mnie dodatkowo rozbawił i to dosłownie.
    Reprezentacja Hiszpanii wychodzi w twoim opowiadaniu tak jak ICH sobie zawsze wyobrażałam. Ich teksty są po prostu fenomenalne.
    Tekst o rozmiarach wywołał u mnie paniczny śmiech. Oni są, a raczej chcą być uważani za debili, ale robią to w naprawdę uroczy sposób :D
    Zastanawia mnie co takiego odpierdzielił Fernando, że Villa go ściga. Może mu żel podkradł lub co gorsza zużył w całości, o!
    Czekam na nowy.

    p.s. Zdrowiej, kochana :* Bez względu na to jak dziwne może wydawać się to zdanie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dobrze, że ja jestem dziewczyną, bo mam numer buta 36:) Co za rozmowy, panowie potrafią nieźle namieszać w głowie, jeśli się ich chwilę posłucha - biedna Jane, nie wiem, czy jej zazdrościć takiego towarzystwa, czy wręcz przeciwnie. Coś czuję, że ona potrafi sobie z nimi radzić, co widać po tym, jak olewa Torresa:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha ;d Mówiłam Ci już, że kocham tego bloga? Jak nie to teraz to zrobię, kocham go i jest genialny. Torres mnie rozwala na łopatki, akcja z bielizną najlepsza. Jestem ciekawa co on takiego zrobił Villi.
    Zapraszam do mnie na 3 rozdział http://nie-warta-cierpienia.blogspot.com/
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. bardzo ciekawy rozdział! widok tańczących Hiszpanów, ruszający swoimi perfekcyjnymi ciałkami w rytm piosenki to coś, co chciałabym zobaczyć na żywo! tylko pozazdrościć Jane! muszę przyznać, że piłkarze są mocno zboczeni! ich głównym tematem jest sex, a nie trening, czy piłka nożna. cóż! tacy już są ci faceci! czekam na kolejny! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże oni zachowują się jak banda rozwrzeszczanych gimbusów. Ale i tak ich lubię :)
    Pisz szybko następny!
    Aha i na moim blogu u góry jest zakładka Spam, proszę o nowościach informuj mnie tam, bo pod rozdziałem linki do opowiadań mi giną w nawale czytania.
    Pozdrawiam serdecznie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. hahahaha, boski rozdział. Wielbię to opowiadanie. Jest takie inne... i te teksty. Pozazdrościć normalnie pomysłu na takie opowiadanie!
    Pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Zapraszam na epilog na www.cor-do-arco-iris.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  10. hhahahhaahah xd kocham to ! Tylko co on znów mógł narobić, że David się wkurzył ?? :D
    Kocham te dzieci, bo przecież inaczej ich nazwać nie można :D

    OdpowiedzUsuń
  11. aha.xd nando, jest moim bogiem <3 villa kstrujący torresaaa..? ;D Ciekawe doświadczenie.;p

    OdpowiedzUsuń
  12. Poprawiłaś mi humor tym rozdziałem. :)
    Stwierdzam, że mężczyźni są gorsi niż kobiety, te ich przekomarzania... haha xD
    Zastanawia mnie jedynie to, co mógł zrobić Toress, że Villa był wkurzony.
    Czekam na kolejny! :D
    Zostałaś nominowana do Liebster Award.
    Więcej informacji na: so--cold.blogspot.com
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Boże, ci Hiszpanie to naprawdę są duże dzieci.. Pogadanka i słowne przepychanki o definicji słowa "harem" oraz o rozmiarach tego i owego wywołała u mnie wybuch jak najbardziej szczerego, dobrodusznego śmiechu ;D
    No, naprawdę, nie spodziewałam się, że tylko seks siedzi w głowie zespołowi La Roja! To znaczy, wiadomo - na treningach chyba nikt nie rozmawia o pogodzie, Nitschem i Kartezjuszu, ale, mimo to, sama propozycja podania dość niecenzuralnych tematów rozwaliła mnie dokumentnie. Tak że oklaski za świetny pomysł i fantastyczną jego realizację :D Podziwiam Jane i jej iście anielską cierpliwość. Ona naprawdę jest jak matka dzieciom. A del Bosque i jego legendarne opanowanie to już w ogóle mistrzostwo świata :D

    My fav:
    " - No czego ty chcesz ode mnie? – tupnął nogą Juan.
    - No niczego? – wzruszył ramionami niewzruszony.
    - No przecież śpiewasz… Mata – miauknął.
    - Nie śpiewam o tobie, cioto. Taki jest tekst piosenki – westchnął teatralnie."
    <3 <3

    pozdrowienia! cmok! cmok! ;D

    OdpowiedzUsuń
  14. przybyłam, przeczytałam, zaśmiałam się tu i ówdzie, więc jest dobrze :) rzadko kiedy mam przyjemność czytać opowiadania o La Roji, ale chyba zmienię swoje preferencję, więc... spodziewaj się, że mogę być tutaj częściej :) już się nie mogę doczekać, co też piłkarze będą dalej odstawiać na zgrupowaniu. pozdrawiam! /poznanska-siesta.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. To jest świetne! To jest po prostu świetne! Uwielbiam opowiadania przy których niemalże płaczę ze śmiechu, a Twoje do takich należy! :P
    Przy okazji zapraszam do mnie: http://this-complicated-life.blog.pl/
    Pozdrawiam, asik :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Genialne po prostu haha Bardzo bezpośrednie opko ;d lubię takie. Ale Nando i jego teksty wymiatają ;dd Pisz szybko następna ;dd i informuj mnie
    http://male-jest-wredne.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Dziewczyna ma z nimi przekichane. Niektórzy to spokojnie mogliby zamieszkać w szpitalu psychiatrycznym, pasowaliby tam jak ulał. Po prostu banda dzieciaków, jeden lepszy od drugiego. Ja naprawdę współczuje ich trenerowi, a ja myślałam, że oni mają więcej oleju w głowie, to się chyba pomyliłam i to bardzo :d
    A jeśli Nando czegoś nie wie, to niech wejdzie w wujka google lub ciocię wikipedię, ona go na pewno uświadomi :D

    OdpowiedzUsuń
  18. Naprawdę świetne opowiadanie, lubię takie z humorem, nutką przekleństw i innych bzdetów. Scena z klejnotami również ciekawa, chociaż rozmiary to tak mniej mnie zainteresowały : ) Pozdrawiam - > 444-days-in-hell.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń